niedziela, 11 sierpnia 2013

1. "Prezent"



- Lucy ! - Usłyszałam głośny krzyk wyraźnie zdenerwowanej mamy. - Znowu chcesz przespać cały dzień ? - Zapytała już nieco spokojniej, stając w drzwiach. - Wstań. Potrzebuję pomocy.
Nie usłyszawszy mojej odpowiedzi, weszła do pokoju i siłą ściągnęła ze mnie kołdrę.  Przeciągnęłam się leniwie i otworzyłam z trudem sklejone po śnie oczy. Jednakże brutalne, rażące promienie słońca które wdarły się do mojego pokoju gdy mama odsłoniła okno, sprawiły, że szybko je znów zamknęłam.
- Nienawidzę słońca.
- Jest środek wakacji a Ty nawet nie wychodzisz z tej twierdzy. Za pięć minut chcę cię widzieć w kuchni.
Nie chciało mi się wstawać. Znowu obudziłam się przytulona do Wielkiej Księgi Magii i Zaklęć. Odłożyłam ją na poduszkę i pośpiesznie wstałam by zasłonić okno.  Odetchnęłam z ulgą i rozejrzałam się po pokoju. Nie był on duży, ale w żadnym innym miejscu nie czułam się tak dobrze, jak tu. Ściany pomalowane były na kolor bordowy. Pokrywały je cytaty piosenek, ulubione zaklęcia, czary. Notowałam również daty z opisem przebiegu dnia, rysowałam... Traktowałam je jak pamiętnik. Tak naprawdę opowiadały one o moim życiu. Wszystkie moje uczucia, poglądy, smutki i przeżycia były zapisane na  czterech ścianach.  W jedynym z kątów stało moje "legowisko", mówiąc potocznie - łóżko. Kawałeczek dalej usadowiona była dość spora, moja ulubiona drewniana toaletka z brudnym już lustrem. Nie miałam zwyczaju czyszczenia czegokolwiek. Podobał mi się nieład panujący w moim pokoju. Na całej długości toaletki stały świece ułożone w pentagram. Mamie się to nie podobało. Uważała, że pójdę za to do piekła. Co chwila przypominała mi, że dawniej wiedźmy trafiały na stos. Były palone, torturowane, zabijane. Ja za to takie gadanie miałam w poważaniu. Ale za nic, nigdy, przenigdy nie mogła zrozumieć, że nie robię przecież nic złego.
Kiedy w pokoju na nowo zapanowała ciemność, gwałtownie poderwałam się do wielkiej, gotyckiej szafy i otworzyłam ją. Wysypało się kilka zakurzonych rzeczy, w tym przeważające księgi, świece i wiedźmińskie kapelusze, jednak nie zwracając na to zbyt wielkiej uwagi, sięgnęłam po szkolną torbę. Przeszukałam ją. Na szczęście znalazłam pudełeczko z ostatnią zapałką w środku. Podeszłam do toaletki i podpaliłam każdy knot z osobna. Zawsze lubiłam patrzeć na płomień ognia. Był dla mnie symbolem wolności i niezależności. Siły. Władzy. Furii, z którą zmierzyć może się tylko odważna, równie niebezpieczna, bezkresna morska fala. Wtedy oba żywioły łączą się w diabelskim tańcu. Walczą ze sobą pokazując, na co je stać. Nigdy nie wiadomo, które z nich wygra.
- Lucy! - Usłyszałam. Mój wzrok przeniósł się na drzwi. Obok nich wisiał mały kalendarzyk. Z ciekawości zerknęłam na dzisiejszą datę.
- szósty sierpień ? - Przechyliłam głowę i westchnęłam. - No tak.. dziś moje siedemnaste urodziny.
Zeszłam leniwie po schodach w dół. Na moje szczęście mój pokój był jedynym na tym piętrze. Pokój mojej młodszej siostry znajdował się na dole. Chociaż w większości i tak spała u mamy.
- Proszę, zrób sobie śniadanie. Ja nie zdążę. Śpieszę się na ważną konferencję. Około południa podgrzej zupę. Pamiętaj, żeby kupić później karmę dla Nixie. Ja muszę już jechać, miłego dnia. -
Nie było to najmilsze przywitanie.
- mamo... torba - mruknęłam, widząc, że już wychodzi.
- Racja. Zapomniałabym - odpowiedziała. Podeszła do mnie, pocałowała w czoło, wzięła teczkę i wyszła trzaskając drzwiami. Opadłam bezsilnie na krzesło.
- Hej, Lucy ! - Nagle usłyszałam dziecinny głosik Mayi.  Odwróciłam się i na mojej twarzy wymalował się szczery uśmiech. Mała podeszła do mnie i podarowała mi własnoręcznie zrobioną laurkę.
- Proszę. To dla ciebie. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Pamiętałam - Powiedziała z uśmiechem. Na jej policzkach pojawił się mały rumieniec, zaś na moim - zalśniła łza.
- Dziękuję, Maya - odrzekłam, przyjmując rysunek i oglądając go.
- To my. To jest mama... to ja... Ty.. no i tata - Zaczęła wymieniać, jeżdżąc palcem po obrazku.
- Dlaczego nie jesteś u taty? - Spojrzałam nań, oczekując odpowiedzi. - Przecież zawsze wyjeżdżałaś do niego w sobotę i wracałaś dopiero nazajutrz.
- Tak. Ale kazałam przyjechać mu nieco później.  Chciałam dać ci prezent. Pamiętałam - Powtórzyła z dumą. Uśmiechnęłam się do niej wdzięcznie i przytuliłam ją. Nagle rozległ się dzwonek.
- To pewnie on ! - Krzyknęła podekscytowana i oderwała się ode mnie, biegnąc do drzwi. Otworzyła je i widząc w drzwiach oczekiwanego gościa , rzuciła się mu na szyję. Wstałam spokojnie i z dystansem podeszłam bliżej siostry.
- Cześć, córeczki! - Powiedział mężczyzna, przytulając stęsknioną Mayę.
- Tatusiu, poczekasz? Pójdę po plecak i możemy jechać!
- Oczywiście, że poczekam, moja mała księżniczko - Odpowiedział z uśmiechem. Maya uwielbiała być nazywana "księżniczką". Zawsze przebierała się w sukieneczki, ubierała na głowę złotą koronę i chodziła po przedpokoju jak po wybiegu. Kiedy mała pobiegła po pakunek, ojciec przeniósł wzrok na mnie. Poszperał coś w kieszeni i wyciągnął z niego małe pudełeczko, owinięte kolorowym papierem.
- Wszystkiego najlepszego, Lucy - Powiedział i zbliżył się do mnie z zamiarem dania mi nie tylko upominku, ale i buziaka. Odsunęłam się czujnie i wzięłam prezent.
- Dziękuję.
Wkrótce przyszła Maya, ze swoim różowym plecakiem. Ubrała tego samego koloru buciki i przytuliła się do biodra taty, który szybko schylił się i wziął ją na ręce.
- To co, jedziemy księżniczko?
- Jedziemy!! A dasz mi poprowadzić?
- Za dziesięć lat oczywiście! Do widzenia, Lucy - Zwrócił się na chwilę do mnie. Nie odpowiedziałam, tylko zamknęłam za nimi drzwi. Odkąd się wyprowadził, miałam do niego straszny żal. Zostawił mnie, mamę i Mayę. Mała miała tylko dwa lata.. Nagle przypomniało mi się, że w ręku trzymam prezent. Pobiegłam do swojego pokoju. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i mimo że byłam sama w domu, zakluczyłam zamek dwa razy. W pokoju było ciemno, dlatego wzięłam jedną świecę z toaletki i usiadłam z nią na podłodze, w narysowanym kręgu. Świeczkę postawiłam obok, a pudełeczko zaczęłam powoli rozpakowywać. W środku znajdował się naszyjnik ze smokiem. Otoczony był własnym ognistym płomieniem. Przechyliłam głowę i dokładnie się mu przyjrzałam. Był inny. Do tej pory miałam mnóstwo wisiorków ale ten, był po prostu inny. Zacisnęłam go mocniej w dłoni. Był nagrzany. Mienił się. Zawiesiłam sobie go na szyi i w pewnej chwili poczułam, jak talizman wydaje z siebie większe ciepło. Dotknęłam go i rozchyliłam szerzej usta. "Co to jest?". Następnie smok wydał z siebie charakterystyczny dźwięk i stanął w żywym ogniu. wszystkie świece znajdujące się w pokoju zgasły ,  rozbłysnął jedynie płomień talizmanu. Przestraszona chwyciłam za łańcuch i chciałam go zdjąć. Nie dało się. Stał się ciężki. Zbyt ciężki, by go unieść w górę, mimo że na mojej szyi nie czułam jego wagi. Wtem przypomniałam sobie jedną ważną rzecz. Z szybko bijącym sercem doczołgałam się do regału z księgami. Sięgnęłam po jedną z nich. Zawierała one wszystkie magiczne talizmany świata.  Pośpiesznie zaczęłam przewracać strony, szukając tego, który wisiał na mojej szyi. On nie mógł być zwykłym naszyjnikiem. Z każdą kartką czułam, jak talizman staje się cięższy. Błyszczał jeszcze intensywniej. Smok zaczynał się poruszać, a kiedy natrafiłam na sześćsetną stronę - ogień zgasł. Talizman stał się zimny. Jak każda, metalowa ozdoba. W pokoju znowu zapanowała ciemność. Jednak nie na długo. Świeczki na toaletce i jedna świeca stojąca na ziemi - na nowo się zapaliły, oświetlając mi dokładnie stronę, na której otwartą miałam księgę.
- To niemożliwe.. - szepnęłam sama do siebie. Wargi zaczęły mi drżeć. - "Magiczny talizman pochodzący z krainy Ognistych Wiedźm, w której to smoki przez wiele lat brały udział w walce z wrogimi Gnomami, Goblinami i Trogorkami... Talizman ten wykuwano w Smoczych Norach przez Pedesauresów - zaprzyjaźnionych skrzatów, o charakterystycznych, długich uszach oraz owłosionych stopach. Noszone były przez Ascenów - smoczych jeźdźców. Każdy talizman reprezentował innego smoka. Te ogromne gady stawały się posłuszne tylko temu Ascenowi, któremu przypadł talizman z podobizną i siłą danego smoka. " To nie może być prawda... - Powiedziałam sama do siebie i zamknęłam księgę. Ujęłam w dłoń prezent od taty. Wstałam ostrożnie i położyłam się na łóżku, zakładając obie ręce za głowę. Zmrużyłam oczy i nie wiedząc kiedy - zmorzył mnie sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz :)